Hot Top z włóczek Yarn and Colors
Macie czasem projekty, które dosłownie się do Was “przyklejają” i nie dają spokoju, póki ich nie zrealizujecie? Ten top to jeden z takich przypadków. Wydał mi się uroczy od pierwszego wejrzenia. Chodził za mną i się łasił, przekonując, że jest bardzo prosty do wykonania. Trzeba tylko umieć nieco szydełkować i nieco dziergać na drutach. Frajda z pracy nad robótką i noszenia gwarantowana. W końcu się skusiłam.
Ten top określam, jako “bardzo mój”. Mix letnich, delikatnych kolorów i gatunków włóczek to fajne wyzwanie i bardzo lubię je podejmować. Co więcej miałam tu okazję zarówno wykorzystać moje (niezbyt zaawansowane) umiejętności szydełkowe, jak i rozkoszować się prostym wzorem na druty. Wzór znajdziecie pod nazwą Hot Top we wzorach Dropsa. Z tym, że moja wersja jest nieco autorsko zmieniona, o czym więcej piszę poniżej.
Konstrukcja topu
Bazą są dwie części dziergane dżersejem na drutach 5 mm oraz pas z tzw. “kwadratów babuni”, znanych też w dziewiarskim slangu jako Granny Squares.
Części gładkie, “druciane” zrobiłam z włóczki Epic – 100% naturalnej, grubej matowej włóczki bawełnianej Yarn and Colors, w pięknym, chłodnym, śnieżnobiałym kolorze.
Kwadraty robiłam szydełkiem nr 3 mm, a następnie łączyłam ze sobą, również szydełkiem, w długi pas. Potem pozostało jedynie przyszyć do niego górę i dół topu oraz zrobić wykończenia. Pas dołu i górę robiłam na drucie z żyłką w okrążeniach, czyli inaczej niż we wzorze, zakładającym dzierganie w częściach w okrążeniach. To pozwoliło mi na uniknięcie nielubianego zszywania boków.
Robótkę zaczęłam też nieco inaczej niż we wzorze, bo chciałam na dole mieć ściągacz 1:1 przerabiany dwoma kolorami włóczki bawełniano-akrylowej Charming firmy Yarn and Colors: Brunet i Larimar. Dzięki temu mogłam wyeksponować jej urodę pełną przetarć i nawiązać kolorystycznie do pasa z “kwadratów babuni” oraz dalszych wykończeń przy ramionach i dekolcie.
Brzegi ramion też obrobiłam po swojemu takim samym ściągaczem, w tych samych kolorach. To dodało całości sportowego charakteru, na którym mi zależało, bo zamierzałam top nosić głównie do jeansów i lnianych spodni.
Brzeg dekoltu natomiast, choć powstał konsekwentnie z tych samych włóczek, wykończony jest szydełkiem, tak, jak w oryginalnym wzorze.
Górna część dołu oraz dolna część gładkiej górnej warstwy mają po dwa rzędy przerabiane oczkami lewymi (we wzorze jest tylko jeden), co pozwala na zaakcentowanie przejścia do kolorowego pasa w talii i sprytne ukrycie zszycia elementów szydełkowych i dzierganych na drutach. Przy zszywaniu, co ważne, warto najpierw wyprać i zblokować wszystkie części, tak, by idealnie do siebie pasowały. Ten etap robótki jest chyba najbardziej wymagający, bo mamy tu do czynienia z dwoma rodzajami dzianiny: szydełkowej i dzierganej. Ale da się zrobić, z zachowaniem powyższej zasady.
Zapisz się na newsletter i odbierz 10% rabatu na pierwsze zamówienie!
Biel a biel
Pierwsza wersja topu miała powstać z zapasów dropsowej włóczki Paris, jednak, gdy miałam jej za mało na całość. Dołożyłam więc białą Epic YAC i stwierdziłam, że choć obie są niby białe, różnica w tych bieli jest bardzo znacząca. W dodatku Paris była z dwóch partii farbowania i było to aż nadto widoczne. Zobaczcie na poniższych zdjęciach.
Nie mogłam tego stanu rzeczy zaakceptować, bo zależało mi na naprawdę świeżej, chłodnej bieli, by uzyskać prawdziwie letni klimat, który będzie kojarzył się mi z ukochanymi wybrzeżami Adriatyku i beztroskimi wakacjami w cieple i morskiej bryzie. Zdecydowałam się więc na użycie tylko Epic, która zresztą jest bardziej miękka od Paris.
Kwadraty babuni
…to była duża frajda, bo mogłam poszaleć tu z różnymi wariantami ułożenia kilku odcieni i gatunków włóczek Yarn and Colors. Znalazły się tu więc przede wszystkim dwa, wykorzystane już w ściągaczach, odcienie Charming oraz dodatkowo kolory merceryzowanej włóczki bawełnianej Must-have: Biel i jeden z najbardziej intrygujących kolorów – Brzoza, które harmonijnie skomponowały się z efektownymi kolorami Charming. Kwadratów zrobiłam 9 wersji, różniących się kolejnością kolorów. Początkowo chciałam wypróbować łączenie kwadratów ściegiem ażurowym (widać na jednym ze zdjęć poniżej), ale efekt nie spełnił moich oczekiwań i zdecydowałam się na łączenie ścisłe. Połączyłam je więc ściśle szydełkiem, a następnie – po blokowaniu, jak wspomniałam wyżej – zszyłam, przy użyciu igły dziewiarskiej, prawie niewidocznym szwem z górą i dołem bluzki.
Premiera na Odrze
Top miał swoją uroczystą premierę podczas dziewiczego rejsu najnowszej wersji naszej łódeczki, która – choć zabrzmi to pewnie mało prawdopodobnie – też jest w całości… rękodziełem.
Na zdjęciu świeżo zwodowana łódka na Odrze, obok kładki koło wrocławskiego ZOO.
Własnoręczne projektowanie i konstruowanie RIBów na potrzeby naszych wakacyjnych wypraw to wielka namiętność mojego Męża, którego “zaraziłam” opowiadając o konstrukcjach mojego ś.p. Taty. Tatuś w siermiężnych latach 70 zbudował kosztem ogromnych poświęceń i astronomicznego nakładu pracy po kolei, kilka, coraz to większych i lepszych, łódek motorowych, na których z Mamą spędzali całe wakacje na Mazurach. Konstrukcje Taty wówczas przyciągały gapiów na mazurskie nabrzeża, bo dzięki benedyktyńskiej pracy i perfekcjonizmowi Konstruktora wyglądały jak profesjonalne, rzadko wówczas w Polsce widywane, motorówki z tworzywa. Tymczasem były w całości robione z drewna…
Moje opowieści ilustrowane zdjęciami trafiły na podatny grunt u Męża – inżyniera z wielką pasją do modelarstwa. Czasy się zmieniły, powstały nowe konstrukcje, wynaleziono nowe materiały, dostępne są wspaniałe programy do projektowania. Jedno pozostało niezmienne – człowiek “zarażony” jakąś pasją, staje “na uszach” i tworzy własnymi rękoma nieprawdopodobne rzeczy. Zapewne nigdy nie byłoby nas stać na kupienie sobie takiej łodzi motorowej. A tymczasem marzenie zostało spełnione. Obecne “Licho” jest już 6. wersją, coraz to udoskonalanych mężowskich łódek, które po kolei podróżują z nami nad różne zbiorniki wodne, by tam dawać nam możliwość “ugryzienia wody” (jak mawia moja Mama), zamiast biernego siedzenia na brzegu.
Przed wakacjami Licho VI trzeba było zwodować i wypróbować jego możliwości, by poprawić ewentualne detale konstrukcyjne i zobaczyć, czy w ogóle pływa;-D Gościnna przystać WOPR we Wrocławiu posłużyła, jak zwykle, do wodowania i chrztu na Odrze. Kolejne Licho zdało egzamin i rusza wkrótce na szersze wody. A sesja zdjęciowa z nowym topem upamiętnia to wydarzenie:-)
Na pokładzie Licho VI…
Ahoj, Dziewiarze!
——–